Forum Good Charlotte ale nie tylko Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Nikt tego nie widzi, poza Nikaą... :D Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
consta
Prawdziwy wariat



Dołączył: 29 Lis 2006
Posty: 880 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wziąć na piwo?

PostWysłany: Pią 13:59, 09 Lut 2007 Powrót do góry

No, pierdoło, napisałam. xD
Dam ci dwa rozdziały tutaj... Nie chce mi się na laptopa giegie ściągać, więc postanowiłam rąbnąć to na forum. xD

ALE NIKT TEGO NIE CZYTA! Nikt nie może tego przeczytać. Razz
Tylko Nikaa, której to obiecałam już dawno, ale jeszcze nie przesłałam. xD
Mam nadzieję, że tutaj zaczyna się to, czego jeszcze nie czytałaś. xD



Rozdział szósty.
Ucieczka.



- Tak, boję się UW - szepnął William sam do siebie. - Nie wiem, co to jest i nie mam zamiaru nigdy tego spróbować.
Westchnął.
Pomyślał o tym, jak Alison musi się tam czuć... Tam, w jego dawnym domu. Pomyślał, o tych wszystkich okropieństwach, o których pisała.
Nie martwił się tą rzekomą 'biedą', gdyż nie był w Yumii Vaar od urodzenia i widział, jak moda kształtuje się właśnie w ten sposób. Wiedział, że koszulki "za małe o rozmiar lub dwa" to taki element bycia na czasie. W sumie dziwne, że dziewczyny zużywały coraz mniej materiału, a faceci coraz więcej.
Jednak martwiło go to, co napisała o przyjaciołach i wrogach.
Alison, przywykła do spotykania czwórki dobrych znajomych, z którymi wychowywała się, i którzy byli dla niej wszystkim, oraz jego, Williama, który był jej przyjacielem, który pokazywał jej to, co chciała, nie mogła pewnie odnaleźć się w świecie, gdzie każdy człowiek ma mnóstwo wrogów. Przecież ona nie miała nigdy wrogów. Nie wie, jak się zachować, co zrobić, czego nie można w takiej sytuacji...
I zapytała o UW.
- Nie, to jest chore. - Billy podniósł się z krzesła i przeszedł się kilka razy po pokoju. - Czyżby Al chciała, żebym spróbował... UW? Czyżby czuła się zagubiona i potrzebowała mnie? Czy powinienem jednak przezwyciężyć strach i... przejść?
- Tak - usłyszał głos Alison, ale wiedział, że to nie była ona, ale Marta.
- Co?
- Powinieneś iść do niej, skoro tego potrzebuje - wyjaśniła. Weszła do mieszkania Billy'ego i rozsiadła się w fotelu. Chłopak spojrzał na nią z zaciekawieniem. - Wiesz... moje życie nie było usłane różami. Wiele rzeczy robiłam źle i później tego żałowałam. Mnóstwo rzeczy, które powiedziałam chciałabym cofnąć za wszelką cenę. Ale nie mogę. I naprawdę, naprawdę wiele bym w sobie i swoim życiu zmieniła, ale... sama nie byłam w stanie. -Wstanęła z fotela i podeszła do Williama, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Nikt się nie kwapił, żeby dostrzec moje problemy. Nie te powierzchowne, ale te, które naprawdę siedziały w moim sercu. Nikt, kompletnie nikt. To dlatego za żadne skarby nie chcę tam wrócić.
Chłopak chwilą patrzył na nią w osłupieniu.
- Nie wrócisz nawet, jeśli wiesz, że teraz cierpi przez ciebie Allie? - zapytał w końcu.
- Billy, przepraszam, ale nie mogę. Tutaj... wszystko jest łatwiejsze. Może i nie chcesz, żebym tutaj została, bo chcesz z powrotem swoją przyjaciółkę, ale naprawdę... teraz czuję się zupełnie inaczej. Dawne problemy mnie nie dotyczą... innych tutaj nie mam.
- Ale... Ale Alison... Skoro ty nie mogłaś sobie poradzić ze swoimi problemami to jak ona ma to zrobić?
- Idź do niej! - Dziewczyna niemal wykrzyczała te słowa. - Idź jej pomóc się z tym uporać! Gdybym ja miała wtedy kogoś takiego, jak ty, to z pewnością moje życie było by sto razy lepsze! A więc idź i pomóż jej wszystko odbudować!
William spojrzał na nią z pogardą.
- Mamy cierpieć za twoje błędy? A kiedy to wszystko naprawimy to ty wrócisz sobie do dawnego życia, ale bez tego, z czym nie mogłaś dać sobie rady?
- Kiedy już pokona wszystkie przeszkody nie będzie chciała wracać. Pozna, że życie tam jest lepsze niż tutaj i zostanie, jako Marta Gracka.
Chłopak spojrzał uważnie na Alison, a raczej na tego kogoś w jej ciele.
- Może masz rację... - powiedział cicho.
- Billy, ja przecież byłam sobą przez czternaście lat. Napewno mam rację.
Rozejrzał się po mieszkaniu.
- Mogłabyś mnie zastąpić na jakiś czas?

Była północ.
Miasto spowiła nieprzenikniona ciemność, którą rozpraszał nieśmiały promyczek latarki. Promyk ten, jak gdyby był piłką, odbijał się to od prawej strony ulicy, to od lewej.
Nieziemską ciszę przerwał stłumiony szept. Potem pewniejsze kroki.
I znów zrobiło się ciemno i cicho.

Alison weszła do mieszkania Williama.
- Wczoraj nie wyszło - poinformował ją chłopak, nawet się nie odwracając. - Fred musiał akurat tej nocy wyjść na spacer... Miał do wyboru trzysta sześćdzięsią pięć dni i wybrał akurat ten!
- Zamknij się, idioto - uciszyła go Allie. - Przecież byłam tam z tobą.
Will zamilkł.
- Dzisiaj próbujemy o tej samej porze? - zapytała dziewczyna.
Billy westchnął.
- Nie wiem, nie wiem... - szepnął. - Niczego już nie jestem pewien.
- To przecież twoja przyjaciółka... Potrzebuje cię, bo...
- ...bo nie potrafi się odnaleźć. Bo w Yumii Vaar nie ma tej rywalizacji, tej potrzeby doskonałości, a tam skąd jesteś to jest najważniejsze!
- Przepraszam, jeśli to moja wina.
Znów westchnął.
- Nie. Nie twoja. Ja po prostu... nie chcę.
- Boisz się?
- Jestem w Yumii Vaar już od ośmiu lat! Jako dziesięciolatek nie byłem w stanie widzieć wszystko, co dobre i złe na świecie. A teraz, mając osiemnaście lat, będę zmuszony brać udział we wszystkim. Boję się, że sobie nie poradzę. Boję się, że będę jak zwierzę trzymane od zawsze w klatce, które po uwolnieniu ginie z głodu, gdyż nie nauczono go polować. A poza tym... Nie wiem, czy dam radę.
Alison przez chwilę milczała.
Szukała w głowie odpowiedzi na słowa Billy'ego.
- Ale ona cię tam potrzebuje.
Nic lepszego nie mogła wymyślić.

Przez kolejny tydzień nie zamienili ze sobą ani słowa.
Posiłki przynosiła Keiko lub sam William przychodził do ich mieszkania
z cichą nadzieją pogodzenia się z Alison. Nic jednak nie zdziałał, gdyż ta udawała, że go nie widzi.
Nawet kiedy niby to przypadkiem wylał sok na jej koszulkę nie zaczęła się po nim drzeć. Po prostu go nie było.
Sytuacja wyglądała na przegraną. Z każdym dniem chłopca opuszczał zapał pójścia z pomocą przyjaciółce. A naprawdę chciał to zrobić.
Jednak im dłużej nad tym myślał, tym większe ogarniały go wątpliwości.
Czy robił słusznie pozostawiając bezpieczne Yumii Vaar, a cisnąc się do niebezpiecznej dżungli szybkiego życia?
Nie wiedział.

Alison usiadła przy stole i z nudów zaczęła bawić się serwetką. Zwijała ją w rulonik, rozwijała, gięła, wyciągała spod wazonika, gniotła, prostowała, wkładała pod wazonik.
Nie zauważyła nawet, że ktoś za nią stał i z uśmiechem przyglądał się jej zabawie.
- Ona robiła tak samo - powiedział ów ktoś za plecami.
Dziewczyna gwałtownie wyprostowała się i spojrzała za siebie.
Zobaczyła Williama.
- Co?
- Alison... ta prawdziwa Alison. Też lubiła bawić się serwetkami.
Twarz chłopaka rozjaśnił uśmiech. Widać pogrążył się we wspom-nieniach.
- No i?
- Nic. - Wyrwany z marzeń spojrzał nieco nieprzytomnie na rozmów-czynię. - Chciałem ci to powiedzieć.
- Acha.
Zapanowała chwila ciszy.
- Spróbujemy wykraść się tej nocy? - szepnął William, jakby doznał nagłego olśnienia.
Dziewczyna spojrzała na niego kątem oka.
- Jeśli obiecasz, że się nie wycofasz w ostatniej chwili.
- Obiecuję.

Znów było ciemno, cicho i spokojnie.
Tym razem nie używali latarki w obawie, że mogą obudzić kogoś jej światłem.
Tak więc szli niemal po omacku tak naprawdę nie mając zielonego pojęcia, gdzie jest to, czego szukają.
- Zawsze, kiedy ludzie wyobrażali sobie podziemne krainy, ich wyjścia opisywali jako ciemne, nieprzyjemne miejsca - szepnęła Alison. - Jednak zanim ktokolwiek się do niego dostał musiał pokonać jakiegoś stwora. Potem wkraczał na skaliste, wilgotne wzgórza, za którymi znajdowało się wyjście. Jeśli Frederick opierał się na podobnych opowiadaniach to powinniśmy szukać jakiegoś krwiożerczego potwora... - uśmiechnęła się pocieszająco.
- A jeśli nie?
- Nie wiem.
Żadnego potwora jednak w zasięgu wzroku nie było. Nie było też niczego, co ludzie wypisywali w swoich opowiadaniach.
Za to były drzwi.
Najnormalniejsze w świecie drzwi. Z metalowym zamkiem, pomalowane farbą. Były jednak zamknięte.
- Wracamy - powiedziała zrezygnowana Alison. - Niestety nam się nie udało.
Ruszyła w stronę miasta, ale kilka kroków później zauważyła, że Williama nie ma za nią. Odwróciła się i zobaczyła go przed tymi drzwiami -zgarbionego i pochłoniętego jakimś dziwnym zajęciem.
- Co robisz? - zapytała Alison podchodząc bliżej. Kiedy zajrzała mu przez ramię nie potrzebowała już żadnej odpowiedzi.
- Nie byłem grzecznym chłopcem - wyjaśnił Billy triumfalnie naciskając na klamkę. Drzwi nie stawiły żadnego oporu.
Ich oczom ukazały się schody. Wysokie, wąskie schody, których górne schodki ginęły w mroku.
Widok ten zarówno zachwycił, jak i przeraził Alison, tak więc patrząc w głąb ciemności położyła chłopcu dłoń na ramieniu i powiedziała jedno uniwersalne słowo (bynajmniej nie to najpopularniejsze na "k").
William potrząsnął jej ramieniem, a kiedy ta wyrwała się z transu przytulił ją, uścisnął mocno i powiedział:
- Dzięki.
Alison odwzajemniła uścisk, a gdy ją puścił spojrzała na niego tak, jakby już tęskniła.
- Powodzenia - wyszeptała. Później dodała mocniejszym głosem: - Mam nadzieję, że te schody prowadzą tam, gdzie myślę.
Uśmiechnęli się.
- Będzie mi ciebie brakować. Mimo, że znamy się niezbyt długo.
- Miło - odparła Al. Chciała coś dodać, ale szybko zamknęła usta. - No! Spadaj już, bo cię tu dzień zastanie.

- Przepraszam... Przepraszam... Może... O, proszę pani! Przepraszam, mógłby pan...
- Co się dzieje młody człowieku?
Billy podszedł do starszej kobiety, która jako pierwsza zareagowała na jego prośbę o pomoc.
- Chciałbym się dowiedzieć, jak dojechać do wioski o nazwie... Mikołów.
- Mikołów? - zapytała starsza pani.
- Tak.
- Jest pan w Mikołowie.
- Tak?
- Tak.
- A czy wie pani, jak trafić pod ten adres. - Tu William podsunął staruszce pod nos karteczkę.
- Niech pan kupi bilet tyski na dwadzieścia minut, wsiądzie do autobusu linii 620 lub 605 i wysiądzie na przystanku za takim dużym skrzyżowaniem.
- Tylko tyle?
- Tak. Potem niech pan idzie w górę.
- Dziękuję. - Chłopak klepnął kobietę w ramię, co ją nieco zadziwiło, ale nie mogła zwrócić mu uwagi, gdyż ani spostrzegła, a on już stał przy okienku kiosku.
- Dzisiejsza młodzież... - westchnęła staruszka i odeszła.

Dom Marty był dużym, niemalże idealnie kwadratowym budynkiem.
Do drzwi wejściowych prowadziły niewysokie, brązowe schodki. W prawo odchodziła betonowa ścieżka. Dalej William nie mógł niczego dostrzec, gdyż ścieżka ta zakręcała i znikała za ścianą domu.
Niepewnie przycisnął brązowy włącznik z wymalowanym dzwoneczkiem.
Kilka minut później w drzwiach pojawiła się niewysoka brunetka. Kiedy tylko zobaczyła, kto stoi w progu zastygła w bezruchu i wpatrywała się bez słowa w gościa.
Dopiero teraz do Billy'ego dotarło, że przecież nie wie, jak wyglądała Marta i nie wiedział nawet, jak mógłby ją rozpoznać. Właśnie o tym myślał, gdy usłyszał dziewczęcy głos.
- William? - zapytała dziewczyna, a chłopak nie miał już wątpliwości, że to właśnie jego przyjaciółka. - Nie spodziewałam się, że... Przecież UW to... Jak to się stało, że... - Zastanowiła się przez chwilę. - Cholera, Will, jak dobrze cię widzieć!
Rzuciła mu się na szyję.
Potem wprowadziła go do przedsionka, kazała zdjąć buty i pociągnęła za rękaw. Weszli po schodach na górę i zamknęli się w pokoju Marty.
- Chcesz czegoś do picia? - zapytała.
- Uhm... Możesz dać.
Po chwili dziewczyna przyszła z dwiema szklankami żółtawego soku i talerzykiem ciasteczek.
- Mów, jak to się stało, że stoisz przede mną ty... Ten ty, którego pamiętam z Gendui... Przecież to wszystko działa zupełnie inaczej... Powinieneś być inny... Inaczej wyglądać... No jak to zrobiłeś?
- Znalazłem inne wyjście z Yumii Vaar niż UW - wytłumaczył krótko.
- Jakie?
- Drzwi.
- Drzwi?
- Tak... Pomogła mi... Ta dziewczyna, która jest w Yumii Vaar za ciebie.
- Acha... - mruknęła Marta. - Jaka ona jest?
- Co?
- Jaka jest?
- Podobna do ciebie. Tyle że wie nieco więcej o... tym, co jest tutaj.
- Więcej?
- Wie, co jest dobre, a czego trzeba unikać. Wie, jak dojść do celu, jak komuś przeszkodzić. Wie wiele rzeczy, o których ty nie masz zielonego pojęcia...
- To czemu, do cholery, ma tyle problemów? - Marta niemal to wykrzyczała. - Gdziekolwiek nie pójdę tam widzę jakiś jej błąd. Tutaj nie chciało jej się uczyć i JA muszę to zdawać. Tam nie lubi jakieś tam osoby i JA muszę znosić wredne odzywki. Gdzieś indziej pokłóciła się z przyjaciółką i JA czuję na sobie jej zawisty wzrok. Wszystko ja, ja i ja! Kiedy ona ma zamiar tu wrócić?
Billy chrząknął.
- Nie ma zamiaru.
- Żartujesz, prawda?
- Nie. Sama mi to powiedziała. Nie chce wracać do swojego poprzedniego życia. Chce zostać w Yumii Vaar.




Rozdział siódmy
Drzwi.



- Życie tutaj zawsze jest takie monotonne? - zapytał pewnego dnia William.
- Chyba zawsze.
Umówili się, że zostaną przy imieniu Alison. Dziewczyna wmówiła nawet znajomym w szkole, że to jej nowa ksywka, a kiedy wszyscy słyszeli, jak on ją tak nazywa stwierdzili, że gorsi nie będą.
No właśnie. Marta, która siedziała teraz w Gendui i pewnie popijała herbatkę z którymś z przyjaciół Alison, miała kilku zażartych wrogów. Głównie były to dziewczyny. Nie wiedzieć czym zasłużyła sobie ona na takie traktowanie, bo przecież sama mówiła, że nigdy z nikim nie była, że nie ma zbyt wielu przystojnych znajomych... A tym dziewczynom chyba było tylko to w głowie.
Billy często wspominał pierwsze spotkanie z nimi.
Udawały najlepsze przyjaciółki Alison.
Wtedy widział ją, jak roześmiana wychodzi ze szkoły wraz z wieloma innymi uczniami. Rozmawiała właśnie z nimi, ale po ich minach było widać, że nie robią tego z największą przyjemnością.
Kiedy dziewczyny dotarły do furtki Allie zamiast skręcić w prawo zatrzymała się przy Williamie, który czekał na nią pod szkołą.
Spojrzały na nią dziwnie.
- Nie jedziesz gimbusem? - zapytały.
- Nie - odpowiedziała.
I wtedy jedna z nich podeszła do chłopaka, uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:
- Cześć... Jestem Wiki. - Po czym roześmiała się i poprawiła włosy.
- William - odpowiedział chłopak nieco zmieszany.
- Hah... Jak miło. - Kolejny uśmiech.
Billy pomyślał, że głupszego sposobu na podryw w życiu nie widział. Wiki zachowywała się, jak niedorozwinięte dziecko, chcące poznać kogoś za wszelką cenę.
- Al, chodź idziemy, autobus nam ucieknie - powiedział szybko i pociągnął Allie za rękę. Ta odeszła za nim bez oporu machając jeszcze rękom w stronę dziewczyn.
Ale teraz nie było już tego dnia. Mało tego - był już dawno po nim.
Minęły święta Bożego Narodzenia, w Yumii Vaar nigdy nie obchodzone.
Okazało się, że tradycyjnie należy w tym dniu obdarowywać się prezentami. Tak więc kiedyś poszedł do sklepu i kupił Alison czarną bluzkę
z czerwonym napisem "Make me happy". On w zamian dostał parę dziecięcych bucików wypchanych cukierkami.
A potem po świętach nie zostało śladu.
Był sylwester.
Al spędziła go z koleżankami, Billy'ego zostawiając samego w domu.
Chłopak czytał książkę i nawet nie zauważył, że wybiła północ. Zdziwił się widząc fajerwerki. W Yumii Vaar nigdy czegoś takiego nie było. Założył się zakładkę, przyniósł szampana, którego kupili mu rodzice Alison, i usiadł przy oknie pijąc go powoli i obserwując sztuczne ognie.
W Yumii Vaar nie obchodzono odejścia Starego Roku tak hucznie.
W Yumii Vaar nie było niczego, co było tutaj. Nie było też wiadomości, o kolejnych zabitych żołnieżach w Iraku. Nie było wiadomości o zamachach terrorystycznych. Nie było reportaży o chorych ludziach bez pieniędzy, o morderstwach ze szczególnym okrucieństwem, o żałobie narodowej.
Jego dawny, tak bezpieczny dom, był zwykłym kłamstwem, kamuflażem prawdziwej rzeczywistości.

Obowiązkami Allie było między innymi chodzenie spać w miarę wcześnie. Przed pójściem spać musiała się uczyć. Po obudzeniu jadła szybko śniadanie i pędziła na autobus. Potem uczyła się cały dzień, a gdy wracała było już tak późno, że mogła pozwolić sobie na książkę lub film, a następnie znowu się uczyła.
Najgorsze było to, że czasem po prostu nie mogła zasnąć do bardzo późna, a wstawać musiała o szóstej rano. Nie znalazła przyczyny tego zachowania, ale tak było.
Pewnej nocy tak długo leżała w łóżku, że miała wrażenie, iż nie opłaca się zasypiać. Wstanęła wtedy i poszła do salonu, gdzie Billy oglądał jakiś film, z przyciszonym głosem i prawie już zasypiając.
- Można się dosiąść? - zapytała Alison stając za nim.
- Co? A tak, jasne.
Usiadła obok niego i położyła głowę na oparciu kanapy.
- Wszyscy mówią, że to dziwne, że jeszcze nie ma śniegu - powiedziała, gapiąc się w ekran. - Podobno powinien spaść w listopadzie, a my may siedemnastego stycznia, a śniegu ani trochę. Do tego jest strasznie ciepło, co też nie jest normalne o tej porze roku.
- Tak? - zapytał Billy nieco śpiącym głosem.
- No tak. Poza tym tutaj wszystko jest jakieś dziwne... Największą sensacją jest tutaj coś złego, co stało się pomimo dobrych wróżb... A gdyby stało się coś dobrego to i tak ludzi by nie obeszło. Zauważyłeś?
- Taa...
- I mam za mało wolnego czasu. Mówią, że od dwunastego lutego mamy jakieś tam ferie zimowe, czy coś takiego to mam nadzieję, że wtedy sobie odpocznę.
- No taak.
- Chce ci się spać?
- Nie, skądże - zaprzeczył chłopak jedną nogą w krainie snów.
- Dobranoc. - Pokłepała go po ramieniu i wróciła do swojego pokoju.
Położyła się do łóżka i znowu próbowała zasnąć. Po chwili drzwi otworzyły się i usłyszała cichy szept Williama:
- Śpij dobrze.
Zasnęła.

Kilkanaście dni później Allie była pewna, że nauczyciele mają nierówno pod sufitem. Ewentualnie odreagowują na uczniach problemy osobiste, których pewnie w ich życiu było niemało, gdyż zwykle ich twarze były napięte, bez śladu emocji... choć bywały dni, kiedy owe emocje zostawały uwalniane, a wtedy nie sposób było o spokojną lekcję.
Dodatkową przeszkodą w dążeniu do dobrych ocen był tak zwany "magiczny sposób odstresowywania się". Miał jedną zależność - im więcej wstawionych jedynek, tym lepszy humor.
Oczywiście bywali ludzie nie podlegający tym normom... w obie strony.
Bywali nauczyciele, którzy wściekali się bez powodu, byli wredni i złośliwi. Nie liczyli się z uczniami i wyznawali zasadę - "nauczyciel wie najlepiej".
Na całe szczęście żył w Szkole pewien wymierający gatunek nauczycieli "dobrych". Znani byli głownie z tego, że potrafili zwinnie zmieniać temat (gdy na przykład tematem lekcji była rewolucja, a klasa zaczęła rozmawiać o gwiazdach mówili "Tom Cruise nie był świadkiem rewolucji, ale zapewne wie coś na ten temat. Upodobnijmy się zatem do niego"), dawać wyraźne, choć wygodne, granice między żartem a powagą oraz mieli w zanadrzu kilka niezbyt wygórowanych kar.
Tamci jednak nie byli powszechnym zjawiskiem w Szkole, więc zazwyczaj lekcja kończyła się masą zadania domowego, zapowiedzią kartkówki lub sprawdzianu i, w najgorszym przypadku, jedynkami dla ponad połowy klasy.
W takich przekonaniu żyła teraz Alison, sącząc kawę i powtarzając wiadomości z zeszytów Marty. Był niedzielny wieczór... Ewentualnie niektórzy mogą nazwać północ nocą.
- Menisk wklęsły powstaje wtedy, gdy siły przylegania są większe, niż siły spójności - oznajmiła niepewnie dziewczyna, patrząc pytająco na Williama. Chłopak przytaknął.
Kiedy Allie podała poprawną odpowiedź ogarniała ją chwilowa, nieposkromiona radość. Składała wtedy ręce, potem zakrywała sobie twarz dłońmi, wzdychała i znów patrzyła wyczekująco na Billy'ego.
Odpowiedzi błędne spotykały się z przeciągłym jęknięciem i kilkakrotnym powtarzaniem tego samego zdania.
Ten sposób podpatrzyła u Klaudii i Dawida, kiedy oboje uczyli się do jakiegoś ważnego testu. Postanowiła wprowadzić to w czyn i już po tygodniu nauka przyniosła efekty. Chociaż Marta zakończyła semestr ze średnią ocen 3.31 to jednak Al, pełna nadziei, nie rezygnowała z chęci postawienia na swoim i zdobycia nieco lepszego wyniku.
William spojrzał na zegarek, po czym podszedł do kalendarza przesuwając czerwony kwadracik o jeden dzień.
- Piątego lutego, Allie - powiedział wpatrując się w zieloną ścianę. I nagle uświadomił sobie, że nie zrobił jeszcze nic, absolutnie nic, by naprawić życie Marty. Wprawdzie satysfakcjonowała go myśl, że ma wpływ na decyzje Al, ale jednak powinien był zrobić cokolwiek, co w jakiś sposób urozmaiciłoby jej świat. Obiecał sobie, że coś wymyśli.
- Jeszcze tydzień do ferii - powiedziała dziewczyna, zamykając zeszyt. - Nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że nie zadadzą nam znowu tylu zadań, co teraz.
Nie odpowiedział.
- Idę spać... Mam dosyć tej fizyki - usłyszał jej głos. - Poza tym jeśli zaraz się nie położę to chyba oszaleję.
Will ostatni raz zerknął na kalendarz, po czy, odwrócił się i oznajmił:
- Ja też.

Alison wystrzeliła z domu punktualnie o siódmej siedemnaście. Jej ojca już nie było, a matka opuściła dom pół godziny po córce. Po godzinie obudził się jej starszy brat, zrobił sobie śniadanie i usiadł przed telewizorem. A potem wybiegł z domu podobnie, jak Al.
William został sam.
Jak zwykle. Przed południem mieszkanie pustoszało całkowicie. Te kilka godzin, dłużące się nieraz we wieczność, spędzał chłopak na czytaniu lub bawieniu się komputerem.
Dawne zamiłowania nie umarły i czasem, z nudów, wchodził na konta pocztowe nieznajomych ludzi, zabawiając się czytaniem skrzynki odbiorczej. Niektóre były naprawdę ciekawe, ale najczęściej były to zwykłe reklamy zadziwiających serwisów internetowych.
Znał już na pamięć cały dom, poza jednym, małm szczegółem. Stojąc u podnóża schodów i patrząc w prawo widziało się białe drzwi bez klamki.
Wydawało się, że nikt z domowników nie zwraca na nie uwagi. Widać były zamknięte od tak dawna, że nikogo już to nie dziwiło i nikt nie chciał się dowiedzieć, co się za nimi znajduje.
Oczywiście William był tego ciekaw. Codziennie wystawał przed owymi drzwiami i wpatrywał się w nie, jakby chciał otworzyć je siłą woli. Jednak drzwi cały czas pozostawały zamknięte.
Tego dnia Billy wpadł na pewien pomysł.
Kiedy już upewnił się, że wszystko pójdzie po jego myśli poszedł na górę i odkręcił klamkę z drzwi pokoju Alison. Przypasował ją do drzwi przy schodach. Przekręcił...

- Wyobrażasz to sobie?
- No coś ty... Nigdy bym go o coś takie nie posądziła!
- A jednak... Ale wiesz, co w tym jest najlepsze?
- No mów...
- Że on sam do końca nie wiedział, gdzie jest i co robi...!
- Nie...! - Alison spojrzała na kanapę. - O, cześć Billy.
Nie odpowiedział.
- Heej, Will? Jesteśmy na Ziemi? - Machnęła mu przed oczami ręką, ale on nadal wpatrywał się w jakiś punkt na stoliku. - Ej, to nie jest śmieszne! - oburzyła się.
- Co, przepraszam, nie jest śmieszne? - Podniósł na nią wzrok, ale patrzył tak jakoś... inaczej.
- Nic, nic... - wybąkała niepewnie Allie. - Pamiętasz Sandrę?
- Tak, tak... Cześć.
Dopiero teraz zauważył, że jego przyjaciółka nie jest sama. Akurat dzisiaj, w tak niezwykłym dniu, musiała przyprowadzić koleżankę. Jakby nie mogła jutro, albo pojutrze. Akurat dziś, kiedy on ma jej coś ważnego do powiedzenia!
- Napij się czegoś... Marnie wyglądasz - usłyszał głos Allie. - Będziemy w moim pokoju, gdybyś czegokolwiek potrzebował.

Minęło kilka dni.
Ważna wiadomość, którą William tak bardzo chciał przekazać Alison gdzieś mu umknęła. Nie pamiętał już ani jej treści, ani sensu. Nie pamiętał nawet, że miał jej cokolwiek powiedzieć.
Ostatni dzień nauki przed feriami minął spokojnie.
Allie wróciła do domu punktualnie o drugiej, zjadła obiad, obejrzała jakiś sensacyjny serial, pogadała z Billym... Wszystko normalnie.
Nic nie zapowiadało tego, co może się stać.
A zaczęło się niewinnie...
Billy i Alison czytali właśnie książkę. Każdy swoją, oczywiście. Al zaczytywała się w "Eragonie", a William - "Diunie". Oboje oderwani od realnego świata.
I wtedy w głosie Billy'ego pojawiło się jedno słowo.
Drzwi.
Uznał, że to zapewne nic szczególnego, więc czytał dalej.
Drzwi.
Znowu to, odgonił myśl, która dekoncentrowała go i na wrócił do lektury.
Drzwi.
Słowo to, jak natrętny owad, wracało do niego skutecznie zajmując całą uwagę chłopaka. "Drzwi?", pomyślał. "Jakie znowu drzwi?"
Zamknął książkę i przetarł twarz dłońmi.
- Drzwi... - powtórzył.
- Coś mówiłeś? - zapytała Alison odkładając "Eragona" na stolik.
- Co ci przychodzi na myśl, kiedy mówię słowo "drzwi"?
Dziewczyna zastanowiła się.
- No... drzwi - odpowiedziała. - Lakierowane, dębowe, mahoniowe, zielone, czarne, białe, zamknięte, otwarte...
- Czekaj... Powtórz.
- Które?
- To ostatnie.
- Otwarte?
- Nie, jeszcze wcześniej.
- Białe, zamknięte?
Billy znowu się zamyślił.
- Tak! To jest to! Znasz jakieś białe, zamknięte drzwi? - zapytał zrezygnowany.
- Znam... Te przy schodach. - Allie uśmiechnęła się. - Są zamknięte odkąd pamiętam. Już nawet przestałam się zastanawiać co się za nimi kryje...
William poszperał nieco w pamięci. Oczyma wyobraźni ujrzał siebie sprzed kilku dni, przykręcającego klamkę do... białych zamkniętych drzwi! Tak, to było to.
Bez zapowiedzi zerwał się z kanapy i pobiegł w stronę schodów. Al pobiegła za nim.
Klamka dalej była na miejscu. Dotknął jej. Była zimna... bardzo zimna.
- Co robisz? - spytała Alison, zatrzymując się tuż za jego plecami. - Masz ci los... A ja się zastanawiałam, gdzie mi się klamka zgubiła. - Uśmiechnęła się. - Masz chyba jakiś dar jasnowidzenia, że ją znalazłeś... No, wyciągnij ją. Są zamknięte drzwi, jest klamka, więc moż....
- Nie, nie chodziło o klamkę - uciszył ją Billy.
- A o co?
- O to, co jest za nimi.
Spojrzała na niego niepewnie.
- William, daj spokój! Za tymi drzwiami nie ma NIC. Absolutnie nic, wielkie zero. Poza tym i tak są zamknięte...
- A właśnie, że nie - odparł chłopak z triumfalnym uśmiechem, popychając lekko klamkę.
Zamknięte od zawsze drzwi uchyliły się nieznacznie, by znów znieruchomieć.
Allie patrzyła na to z niedowierzaniem.
- Wiesz co za nimi jest? - zapytała.
- Nie dokładnie... Wiem, że najpierw są schody w dół... Bardzo głęboko w dół. Tak głęboko, że aż odechciało mi się tam iść. - Uśmiechnął się, tym razem przepraszająco.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i odbiegła od niego. Zanim zdążył zapytać, o co chodzi wróciła z torbą na plecach. Na nogach miała tym razem trampki.
- Zmień buty i lecimy na te schody! - wykrzyknęła zawadiacko, co wywołało o Billy'ego atak radości.
- Wiedziałem, że to powiesz!

Dla kogoś, kto mieszkał w Yumii Vaar przez całe życie dziwne, dłużące się w nieskończoność schody nie są czymś tak bardzo zadziwiającym, jak dla najzwyklejszego człowieka.
Co prawda nie są codziennością... Nawet schody łączące Yumii Vaar ze Światem nie były aż tak długie, co nie znaczy, że pokonywało się w kilka sekund.
Wręcz przeciwnie. Kiedy pewnego razu Fred Missi zabrał ją na wycieczkę po Świecie wspinali się po owych schodach kilkanaście minut, co było niebywale męczące.
- Może przestaniesz chcieć chodzić tam z nami - powiedział wtedy pan Missi, a Allie musiała się z nim zgodzić. Nie chciała już oglądać Świata.
Ale teraz schodziła w dół z własnej woli. I tym razem szli conajmniej kwadrans, a dna nie było widać.
- Co właściwie masz w tej torbie? - zagadnął William, by rozproszyć niewygodną ciszę.
- Dokładnie czy w przybliżeniu?
- Jak najdokładniej.
Dziewczyna westchnęła.
- Cztery bułki z serem ziołowym, dwa banany, cztery jabłka, litr soku bananowego, litr soku pomarańczowego, "Eragona", "Diunę" i sweter - wyrecytowała. Chłopak chwilę milczał. - To wszystko.
- A po co ci książki?
Alison sapnęła ze zmęczenia.
- Kto wie, czy nie najdzie mnie ochota na czytanie. - Uśmiechnęła się.
- To szkoda, że nie wzięłaś fotela, jakby cię wzięła ochota na odpoczynek - zakpił z niej Billy.
- Zamknij się.
Szli dalej. Jakieś dziesięć minut później schody się urwały.
- No i bosko, super i w ogóle - powiedział William siadając na przedostatnim stopniu. - Pół godziny łażenia, żeby wrócić z niczym.
- Ale tam coś jest! - prawie krzyknęła jego towarzyszka. Krzyknęłaby zapewne, gdyby nie to zmęczenie.
- Taa... Japonia. - Chłopak miał dość. - Nie pamiętasz, kiedy mijaliśmy jądro ziemi? Chciałem sobie zrobić tam zdjęcie... - zażartował, choć wcale nie było mu do śmiechu.
- Ale tam naprawdę COŚ jest! - oburzyła się Allie. - Coś jakby... piasek. Tak, to jest piasek. Billy, może my trafiliśmy z powrotem do Yumii Vaar? - Ucieszyła się. - Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się za Genduą stęskniłam!
Billy spojrzał tam, gdzie patrzyła jego przyjaciółka.
- Nie, to nie Yumii Vaar - orzekł. - Tam nie było schodów.
- Były!
- Nie takie.
- To gdzie jesteśmy?
- Nie wiem. I właśnie tego musimy się dowiedzieć.
Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia odbił się od ostatniego schodka i poleciał w dół.
Upadł rzeczywiście na coś, co wyglądało, jak piasek.
Poczuł, jakby coś ścisnęło jego klastkę piersiową i nie chciało puścić.
- Billy? Nic ci nie jest? - dobiegł go jej odległy głos.
Nadaremnie próbował złapać oddech.
Coś uderzyło w ziemię obok niego... Ale uderzyło bardziej zwinnie. Chciał spojrzeć w tamtym kierunku, ale mu nie był w stanie.
"Tylko jeden oddech", pomyślał. "Proszę, tylko jeden".
Alison coś do niego mówiła. Nie mógł usłyszeć słów. Skupiał się jedynie na tym jednym oddechu. W końcu usłyszał, jak mówi zdenerwowana:
- Ty debilu...



Szit. xD Nie wiedziałam, że to takie długie jest. xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nikaa
GC Freak



Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 1481 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dukla

PostWysłany: Pią 21:59, 09 Lut 2007 Powrót do góry

Dłuuugie...
Dłuugie...
Długie...
...
Ah...
Mówiłam Ci, że to opowiadanie jest wspaniałe?
Mówiła, ale powiem jeszcze raz...
...ONO JEST WSPANIAŁE!
a szczgólnie te dwie części :]
Masz już kolejną? Very Happy
:*:*:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
consta
Prawdziwy wariat



Dołączył: 29 Lis 2006
Posty: 880 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wziąć na piwo?

PostWysłany: Sob 12:30, 10 Lut 2007 Powrót do góry

taaa... chciałabyś. ^^
pisze się dopiero... xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nikaa
GC Freak



Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 1481 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dukla

PostWysłany: Sob 22:43, 10 Lut 2007 Powrót do góry

Ale jak sie napisze, to wiesz, kto jest twoim pierwszym fanem ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agaten
Prawdziwy wariat



Dołączył: 22 Maj 2006
Posty: 925 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: nie z miasta:) hehe

PostWysłany: Sob 23:49, 10 Lut 2007 Powrót do góry

HAHHAAHHA ja jestem nicka ..ytuylko ukaradalm haslo dla agaten i hahaha;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nikaa
GC Freak



Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 1481 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dukla

PostWysłany: Nie 12:12, 11 Lut 2007 Powrót do góry

Nieprawda Razz
Nie pisze sie nicka, tyko nikaa Razz Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
consta
Prawdziwy wariat



Dołączył: 29 Lis 2006
Posty: 880 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wziąć na piwo?

PostWysłany: Pon 17:22, 12 Lut 2007 Powrót do góry

ej! agatko ty... mam nadzieję, że nie czytałaś. xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nikaa
GC Freak



Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 1481 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dukla

PostWysłany: Pon 22:35, 12 Lut 2007 Powrót do góry

A jak czytała?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
consta
Prawdziwy wariat



Dołączył: 29 Lis 2006
Posty: 880 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wziąć na piwo?

PostWysłany: Śro 16:10, 14 Lut 2007 Powrót do góry

jak przeczytał to... to... to...
*consta gorączkowo myśli*
alison i william nie uciekną na czas. ^^ (musiałabyś kolejną 'część' przeczytać. Razz)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nikaa
GC Freak



Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 1481 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dukla

PostWysłany: Śro 18:05, 14 Lut 2007 Powrót do góry

Ymn.... Ja kce kolejną! Very Happy
Constuuuś, wyyyślij miii Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
consta
Prawdziwy wariat



Dołączył: 29 Lis 2006
Posty: 880 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wziąć na piwo?

PostWysłany: Śro 22:42, 14 Lut 2007 Powrót do góry

właśnie ją pisać skończyłam, ale jak chciałam wysłać to mi bateria siadła. Sad
trza naładować, a potem ura! do nikii... xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nikaa
GC Freak



Dołączył: 28 Sie 2006
Posty: 1481 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dukla

PostWysłany: Śro 22:50, 14 Lut 2007 Powrót do góry

Do nikii! do nikii!! <cieszy sie jak małe dziecko>
łiiii!! xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)